Podstawę mojej twórczości stanowi rysunek. Z kolejnych rysunków buduję filmową narrację. Wybrałam ten środek wypowiedzi, być może dlatego, że już we wczesnym dzieciństwie dostrzegłam, iż dziecięce bazgroły są dla mnie o wiele bardziej czytelne, niż równe rzędy liter, które zawsze wyglądają tak samo. Zakorzeniona wówczas niechęć do drukowanej masy jednolicie wypełniającej całe strony, potęgowała się wraz z liczbą przeczytanych podręczników. W końcu, nawet osobie dorosłej, trudno nie zauważyć, że prehistoryczne rysunki naskalne, choć bardzo stare, są dla większości w pełni zrozumiałe. Zaś hieroglify egipskie i teksty w olbrzymiej ilości języków obcych – niestety, już nie. Mając tak nieufne podejście do pisma – wybrałam rysunek. Rysunek jako główne narzędzie mojej pracy twórczej i zawodowej. Dokonałam tego wyboru z całą świadomością ponieważ rysunek jest dla mnie prostą i naturalną notatką, często bardziej wiarygodną niż słowo. Jest przekazem uniwersalnym. Rozumianym w wielu językach i kulturach. Dzięki rysunkom łatwiej jest poznać, zrozumieć i zapamiętać często obszerne i zawiłe kwestie, ponieważ rysunek to wizualizacja skrótu myślowego, który informując, ucząc lub bawiąc – wyzwala potencjalną narrację, skumulowaną w jakiejś jednej statycznej formie.
2006/7, krótki test z tabletu Cintiq
Z mego obecnego punktu widzenia (animatora i reżysera filmów animowanych) – pojedynczy rysunek to zapis chwili, faza ruchu, synteza myśli i uczuć, która nawet po wielu latach przywołuje z pamięci serię minionych lub wcześniej wymyślonych zdarzeń.
Początkowo rysowałam „cokolwiek i gdziekolwiek”, intuicyjnie i bardzo spontanicznie, ale stopniowo zaczęłam włączać do swoich prac subiektywną logikę. Każda linia, kreska czy plama musiała być postawiona celowo i trafnie, dokładnie w tym a nie innym miejscu. Musiała mieć odpowiedni kształt i natężenie. Każdy rysunek musiał mieć swój powód i sens, jeśli go nie było – wędrował do kosza. Z czasem zaczęłam dostrzegać wagę każdego ruchu ręki i każdego spojrzenia. Zrozumiałam delikatną różnicę między słowem „patrzę” a słowem „widzę”. Bo przecież można patrzeć i po prostu nie widzieć a można też coś doskonale widzieć chociaż wcale się na to nie patrzy. O tym czy coś faktycznie widzimy, czy tylko na coś bezmyślnie patrzymy, decydują oczywiście różne przypadkowe czynniki ale moim zdaniem, potrzebny jest wieloletni trening. Trening praktyczny i teoretyczny, podczas którego, w naszej świadomości dokonuje się ciągła …synteza – analiza…, analiza – synteza…, synteza – analiza… Im więcej i dłużej rysowałam, tym coraz częściej towarzyszyła mi tylko jedna myśl: minimum formy, maksimum treści. Prace, które spełniają ten warunek cenię najbardziej.